Cytat:
Wszelkie dotychczasowe umizgi włodarzy Google'a wobec chińskich władz zdały się na nic. Od wczoraj mieszkańcy Państwa Środka nie mają dostępu do żadnej z usług wyszukiwarkowego giganta.
9 listopada br. Google zaobserwowało znaczący i niemal natychmiastowy spadek odwiedzin na swoich witrynach przeznaczonych dla chińskich internautów. Usługa Google Transparency Report, która mierzy ruch w serwisach wyszukiwarkowego potentata na całym świecie nie pozostawia żadnych złudzeń co do regionu, w którym wyszukiwarka Google, usługa Google Maps, Gmail, Google Translate i inne serwisy należące co firmy z Mountain View zostały wyłączone.Załącznik 2919
Google jeszcze tego samego dnia wydało krótkie oświadczenie, w którym firma zapewnia, że po jej stronie wszystko jest w porządku i brak dostępu do usług na terenie Państwa Środka nie wynika z jakichkolwiek kłopotów technicznych. Wniosek jest zatem oczywisty - usługi zostały zablokowane przez chińskie władze. Pojawia się pytanie, co spowodowało taki ruch chińskiego rządu? Chińczycy to nie spółka akcyjna, w której interesie jest jak najszybsze informowanie rynku o niestandardowych działaniach, do dawna wiadomo, że nie muszą się nikomu tłumaczyć. Gdy dziennikarze serwisu Bloomberg Businessweek zapytali przedstawicielkę chińskich władz w konsulacie Chin w Nowym Jorku, panią Ma Yuanchun, otrzymali jedynie odpowiedź, że nie są jej znane żadne oficjalne informacje na temat ewentualnej blokady, a wszelkie zapytania dotyczące tej sytuacji należy kierować bezpośrednio do władz w Pekinie.
Graeme McMillian z serwisu Digital Trends przekonuje, że blokada ma związek z odbywającym się co dziesięć lat kongresem Komunistycznej Partii Chin. Właśnie rozpoczął się 18-sty już kongres i najprawdopodobniej dojdzie na nim do zmian personalnych na szczycie. Blokada usług Google może stanowić po prostu zwiększenie kontroli nad przepływem informacji podczas trwania kongresu. Czy tak jest w rzeczywistości? Przekonamy się o tym po zakończeniu zjazdu chińskich komunistów.